Caly dzien praktycznie spedzilam w autobusie, prawie 13 h. Przypomnialo mi sie podróżowanie w Chinach:) Autobus wypchany po brzegi, na korytarzu wory wyladowane owocami, garnkami, narzedziami, itd.. tak, ze trzeba sie niezle nagimnastykowac, zeby przejesc kilka metrow do wyjscia. I jak w Chinach wszyscy rzucali smieci na ziemie. Myslalam, ze juz wiecej atrakcji nie bedzie, a tu przede mna dziecko zaczelo wymiotowac. W polowie drogi skonczyl sie asfalt i przez kilka h jechalismy po wybojach 40 - 50 km/h. Ale warto bylo, o 18 dojechalam w koncu do Ratanakiri:)))