Opuszczam Mongolie i wjezdzam do Chin. Celnicy wreczaja mi papiery do wypelnienia. Dostepne sa tylko w jezyku chinskim i mongolskim:) Po miesiacu podrozowania jezyk migowy mam juz jednak opanowany i wypelnianie formularzy przebiega szybko i sprawnie. Pomaga mi kobieta z Ulan Bator, ktora w latach 90-tych studiowala inzynierie w Sankt Petersburgu i byla nawet na wycieczce w Warszawie. No prosze jaki ten swiat maly:)
Nastepnie skladam oswiadczenie, ze jestem zdrowa jak ryba. Celniczka w masce na potwierdzenie tego co napisalam przyklada mi do czola dziwne urzadzenie z podczerwienia. Spokojnie, sprawdza temperature. Chyba mialam w normie bo pozwala mi wkroczyc do swojego pieknego kraju:)
A po drugiej stronie granicy szok. Na ulicach w miescie sa drogi asfaltowe, chodniki i jest czysciutko:) Ludzie tylko pluja i bekaja ale i tak nadal jestem w szoku:) Po pobycie w Mongolii nie moge sie nadziwic, ze na trasie Erenhot-Pekin sa drogi asfaltowe:) Nawet maja autostrady:)